SZALONY JACEK


SZALONY JACEK

Sł. Tomasz Kordeusz


Odkąd pamiętam, zawsze był

W miasteczku moim pewien człowiek

Nikt się nie witał nigdy z nim

Nikt nie pozdrowił dobrym słowem

W szarym drelichu w setkę łat

Pchał stary wózek pełen złomu

Mówili, że z księżyca spadł

I nie potrzebny jest nikomu

A on, choć mało przecież miał

To zawsze znalazł grosz na tacę.




Szalony Jacek, przedziwny facet.




Matki straszyły dzieci nim

Dziergając święte swe koronki

A on rozganiał dłonią dym

I za pazuchą miał skowronki

Do torby zbierał suchy chleb

Książę śmietników, król podwórek

Mówili, że ma chory łeb

I za wyprawę oddał skórę.

A on beztrosko im się śmiał

I szedł przez życie, jak na spacer




Szalony Jacek …




Aż kiedyś zjazd był, czy też wiec

Nie pomnę dzisiaj, daję słowo

Wtedy zabrali Jacka gdzieś,

Jak zwykłą gnidę miasteczkową

Minęło potem wiele dni

I słabnąć już zaczęła pamięć

Kiedy to, jakby nigdy nic

We własnej go ujrzałem bramie

W oczach wciąż nosił ten sam blask

Śmiejąc się, rzucił – Witaj bracie!




Szalony Jacek ……




Odtąd mówimy sobie cześć!

Od serca czasem pogadamy

Ktoś z nim na mieście widział mnie

Widzę naganę w oczach mamy

Mówię więc do niej – czy to źle

Że gadać ze mną chce przyjaciel?